Autor: grzegorz.kuprianowicz 16.02.12, 12:25
Od kilku tygodni z zainteresowaniem obserwuję dyskusję toczącą się w środowisku kaszubskim, a także w mediach, dotyczącą nowych procesów zachodzących w kwestii tożsamości kaszubskiej. Impulsem dla tej dyskusji stało się powstanie nowej organizacji – Kaszëbskô Jednota, deklarującej reprezentowanie osób o jednoznacznej kaszubskiej tożsamości narodowej oraz zgłoszony przez nią postulat nadania Kaszubom w Polsce prawnego statusu mniejszości etnicznej.
Oczywiście trudno się dziwić, że wywołało to wiele emocji i gwałtownych reakcji, chodzi przecież o rzecz fundamentalną – o poczucie przynależności narodowej. Oczywiście już wcześniej nie było tajemnicą, że są Kaszubi, którzy nie czują się Polakami, którzy posiadają kaszubską tożsamość narodową. Jednak właśnie teraz zostało to wyartykułowane tak wyraźnie i jednoznacznie.
Tak więc istotą sporu jest to, kim są (a także będą w przyszłości) Kaszubi – częścią narodu polskiego czy też odrębnym narodem zachodniosłowiańskim. Oczywiście jest to spór wewnątrzkaszubski, to oni muszą odpowiedzieć sobie na to pytanie i możliwe jest (czy właściwie już tak jest), że odpowiedzi na to pytanie będą różne.
Warto też na wstępie zaznaczyć, że (w moim odczuciu) wbrew pozorom sprawa kaszubska różni się od analogicznych – na pierwszy rzut oka – kwestii śląskiej, łemkowskiej, czy zapomnianej już „jaćwieskiej” (na Polesiu). W tych ostatnich przypadkach osoby proklamujące powstanie nowego narodu muszą na początek przekonać (nie tylko obcych, ale i „swoich”), że ich język jest odrębnym językiem (analogicznie ich kultura etniczna), podczas gdy we wszystkich tych przypadkach opinia specjalistów-filologów przeważnie jest odmienna od pożądanej przez nich. Filologowie w większości uznają te dialekty za część większego systemu językowego. Oczywiście można tu użyć znanego bon motu, iż język tym różni się od gwary, że za tym pierwszym stoi państwo i czołgi, a za tym drugim nie, ale – po pierwsze – nie jest to teza prawdziwa, bo są języki, za którymi nie stoi państwo, czy czołgi, a które są za odrębne języki uznawane (chociażby kaszubski), poza tym wiążą się z tym poważne problemy metodologiczne, nie każdy dialekt można bowiem uznać za odrębny język, choć każdy może uzyskać wersję literacką.
W kontekście kaszubskim najistotniejsze jednak jest to, iż Kaszubi tego problemu nie mają, bo raczej nikt poważnie nie stara się obecnie udowodnić, że język kaszubski nie istnieje, że jest jedynie gwarą języka polskiego (choć jeszcze kilka lat temu moja córka w swoim podręczniku gimnazjalnym takie stwierdzenie znalazła). Sytuacja Kaszubów jest więc wyraźnie odmienna od sytuacji wspomnianych powyżej grup.
Symptomatyczne, że w wielu publikacjach czy innych wypowiedziach medialnych dotyczących toczącej się obecnie dyskusji na temat tożsamości kaszubskiej kwestia fundamentalna – deklaracja odrębności narodowej wobec Polaków i idea narodu kaszubskiego schodzi nierzadko na drugi plan. Wydaje się, że różne są tego powody: niezrozumienie, niekompetencja, unikanie istoty kwestii (chwilami z obu stron zresztą), ale także próba skompromitowania adwersarza.
Czasem można po prostu dostrzec niezrozumienie istoty sprawy. Na przykład w mediach (chociażby w programie telewizyjnym Twojej Telewizji Morskiej z 31 stycznia 2012 r.) zauważalne jest niezrozumienie, co oznacza postulat organizacji Kaszëbskô Jednota uznania Kaszubów za mniejszość etniczną w świetle polskiej ustawy z 6 stycznia 2005 r. o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym. To niezrozumienie wiąże się z faktem, że termin „mniejszość etniczna” ma inne znaczenie w systemie prawa polskiego, inne zaś w naukach socjologicznych. Trzeba więc wyraźnie zaznaczyć, czy o danej społeczności mówimy w kategoriach prawnych (według wspomnianej ustawy), czy też w kategoriach socjologicznych. W świetle ustawy z 2005 r. uznanie danej społeczności za mniejszość etniczną oznacza skonstatowanie, iż czuje się ona odrębną wobec narodu państwowego, większościowego, czyli polskiego. Natomiast w naukach socjologicznych o społeczności etnicznej można mówić jako o społeczności, która nie ma ukształtowanej nowoczesnej tożsamości narodowej, ewentualnie jako o grupie etnograficznej w ramach danego narodu. Z tego pomieszania pojęć wynikają także nieporozumienia w obecnej dyskusji. Tak więc postulat organizacji Kaszëbskô Jednota uznania Kaszubów za mniejszość etniczną jest w swej istocie postulatem uznania ich za odrębny od polskiego naród. Stąd nie należy się dziwić gwałtownym protestom wobec tego postulatu działaczy kaszubskich opowiadających się za polską opcją narodową, oni po prostu uważają, ze Kaszubi są Polakami używającymi języka regionalnego i – co zrozumiałe – obecny status Kaszubów jako „społeczności posługującej się językiem regionalnym” jest dla nich w pełni satysfakcjonujący. Co więcej, zmiana statusu godzi w ich orientację narodową. (Swoją drogą, czy nie warto zastanowić się nad nowelizacją ustawy mniejszościową w zakresie definicji mniejszości etnicznej, aby była ona bliższa naukowemu rozumieniu tych terminów, co pozwoliłoby rozwiązać nie tylko ten spór.)
Nierzadko też cały problem dyskusji na temat statusu prawnego Kaszubów sprowadzany jest z kolei do kwestii pragmatycznych – do odpowiedzi na pytanie: co da zmiana statusu Kaszubów ze „społeczności posługującej się językiem regionalnym” na „mniejszość etniczną”? Wtedy dyskusja ta sprowadza się do wymiany argumentów: jedna strona udowadnia, że dotychczasowy status jest wystarczający dla zachowania kultury i języka kaszubskiego, druga, że niezbędna dla tego jest jego zmiana.
Umyka w ten sposób kwestia najistotniejsza, – że jest to spór o to czy istnieje odrębny od polskiego naród kaszubski. Cała reszta jest tylko pochodną, tłem. Twierdzenie, że Kaszubi są odrębnym narodem jest przecież zanegowaniem traktowanych jako obowiązujący kanon słów Hieronima Jarosza Derdowskiego „Nie ma Kaszub bez Polonii, a bez Kaszub Polści” („Nie ma Kaszub bez Polski i bez Kaszub Polski”), oczywiście w kategoriach tożsamości narodowej, a nie w kategoriach terytorialnych, bo przecież nikt nie postuluje zmian granic. Głoszenie więc istnienia odrębnego narodu kaszubskiego uderza nie tylko w identyfikację tych Kaszubów, którzy czują się Polakami, ale także podważa powszechnie przyjęte w polskiej myśli politycznej i narodowej założenie, że Kaszubi są integralną częścią narodu polskiego. Jest więc naruszeniem swoistego tabu narodowego, jednego z fundamentów polskiej idei narodowej.
Jest to więc klasyczny spór ideowy o najwyższą stawkę. Zdarza się, że w takich sporach używa się argumentów nie koniecznie merytorycznych, lecz mających zdezawuować stronę przeciwną. Znakomitym argumentem w takich sporach jest teza: im chodzi o pieniądze! W przypadku obecnej dyskusji „kaszubskiej” ten ton pobrzmiewa coraz silniej. Ostatnio wyraźnie został wyartykułowany w publikacji Trójmiejskiego Magazynu „Gazety Wyborczej” w piątek 10 lutego 2012 r. pod znaczącym tytułem Interes na Kaszubach (s. 8-10). Dziwić może, że dzieje się to na łamach „Gazety Wyborczej”, która raczej wyróżniała się większym zrozumieniem dla inności, dla odmiennych poglądów, w tym także wobec mniejszości. Cóż, swoiście rozumiana polska racja stanu okazuje się ważniejsza niż wartości liberalne…
Już Arthur Schopenhauer pisał w swej Erystyce czyli sztuce prowadzenia sporów, że gdy brakuje argumentów merytorycznych, „dobrym wyjściem” jest użycie argumentu ad personam, a klasycznym odwołaniem się do takiego argumentu jest podniesienie wątku finansowego. Nie wydaje się eleganckim takie uciekanie od istoty sprawy. Sprowadzanie czyichś aspiracji narodowych do kwestii pieniędzy jest żenujące… Zdarza się oczywiście, że czyjeś działania są motywowane nie ideą, lecz pożądaniem pieniędzy czy też polityczną inspiracją sił zewnętrznych, ale w kwestiach tak delikatnych jak tożsamość narodowa warto bardzo ostrożnie serwować takie oskarżenia.
Stawiając komuś zarzut, iż za pieniądze kupczy swoją tożsamością (bo przecież do tego to wszystko się sprowadza), należałoby mieć przekonywujące dowody, a nie jedynie publicystyczną hipotezę. Jest to tym bardziej nielogiczne, że w Polsce są lepsze sposoby zarabiania pieniędzy niż głoszenie obrazoburczej tezy, że Kaszubi nie są Polakami. „Smaczku” całej sprawie dodaje fakt, iż można też na to spojrzeć jako na klasyczną nagonkę na ludzi, którzy ośmielili się głosić, że nie czują się członkami narodu państwowego.
Jeśli chodzi o stosowane metody, to nie ma tu oczywiście nic nowego, podobne doświadczenia mają inne „nowe” narody (pamiętajmy, że w współczesnym tego słowa znaczeniu wszystkie narody europejskie są „nowe”, przecież jako narody nowoczesne kształtowały się one od końca XVIII w., a w przypadku niektórych ten proces jeszcze trwa). Mogę tu odwołać się do doświadczeń historycznych własnego narodu. Naród ukraiński też podobno powstał „dla pieniędzy”, tylko głosiciele tej tezy do dziś nie mogą zdecydować się za czyje – polskie, austriackie czy rosyjskie (wybór „właściwej” odpowiedzi zależy od tego, kto o tym mówi). Co ciekawe, ten wątek odżył ostatnio w antyukraińskiej propagandzie rosyjskiej – oczywiście w tym przypadku mowa jest o pieniądzach polskich i austriackich (niedawno pisała o tym nawet „Rzeczpospolita”).
Nie jestem Kaszubem, nie jestem Polakiem, więc ten spór bezpośrednio mnie nie dotyczy, i nie mnie go rozstrzygać. Jako obywatela RP razi mnie jednak takie traktowanie ludzi, którzy zdecydowali się na wyrażenie swoich poglądów, zadeklarowali swój wybór tożsamościowy, który bynajmniej nie jest „na fali”, nie gwarantuje merkantylnego sukcesu. Chodzi tu przecież o prawa obywatelskie, o prawo wyrażania własnej tożsamości, o prawo bycia mniejszością.
Grzegorz Kuprianowicz,
ukraiński historyk, obywatel RP
źródło: forum.gazeta.pl/forum/w,769,133255631,133413644,Kaszubi_spor_o_tozsamosc_czy_o_pieniadze_.html