Co jakiś czas media donoszą o niewielkiej grupie działaczy kaszubskich, którzy to mają specyficzne, w stosunku do tych wysuwanych przez inne grupy, postulaty. Chodzi tutaj o tych spośród aktywistów, którzy mają świadomość odrębności narodowej Kaszubów i w ramach Rzeczypospolitej Polskiej chcą jako tacy rozwijać naszą kulturę i język.
Chodzi tutaj przede wszystkim o uznanie nas za mniejszość etniczną w Ustawie o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym. W tejże ustawie Kaszubi określeni są jako “użytkownicy języka regionalnego” czego skutkiem są dotacje wszelkiej działalności służącej rozwojowi języka, brak jednak dofinansowywania inicjatyw mających na celu rozwój kaszubskiej kultury w ogóle. Nie chodzi tutaj tylko o pieniądze, chociaż to do nich często ogranicza się dyskusję. Przede wszystkim zmiana ustawy pokazałaby, że Polska jako państwo jest życzliwa Kaszubom, jako tym, którzy wywalczyli dla niej dostęp do morza i wpisują się w mozaikę kulturową Rzeczypospolitej, która kiedyś różnorodnością językową, etniczną i kulturową się szczyciła.
Ostatnio przykrym dowodem braku życzliwości, a chyba jeszcze bardziej braku zrozumienia dla naszej sprawy była niefortunna wypowiedź J. E. Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Głowa państwa określiła nas “marginesem procesu renesansu kaszubszczyzny” a nasze dążenia szkodliwymi dla Kaszub i Polski. Nie słowa pana prezydenta mnie zmartwiły, a bardziej reakcja samych Kaszubów. Owa reakcja utwierdziła mnie jednak w przekonaniu, że nasze dążenia są słuszne i jest to jedyna droga, byśmy zachowali pełnię naszego dziedzictwa, tożsamości i kultury. Lud kaszubski bowiem bez żadnej urazy aplauzem odpowiada na próbę wmówienia im, że ich kultura jest ważna, ponieważ stanowią koloryt dla turystów. Czy o to chodzi? Cała troska wszystkich pokoleń działaczy, polityka językowa, działanie mimo represji w czasach zaboru pruskiego, 20-lecia międzywojennego i komunizmu, piękna literatura mówiąca o naszych skarbach – języku, kulturze, ziemi – to wszystko jest niczym innym, jak atrakcją dla turystów? O nie, na to nie pozwolimy. Oczywiście, cieszymy się z zainteresowania naszą kulturą wśród odwiedzających nas “letników”, ale przypominam, że pokazujemy im nie tylko kulturę przodków, ale przede wszystkim swoją kulturę. To jest coś, co jest ważne dla nas tu i teraz, nasza tożsamość. Tożsamość nie jest dla kogoś, jest wewnętrznym odczuciem. Aplauz spowodowany wpisaniem nas w “koloryt regionalny” jasno daje do zrozumienia, że przeciwnicy naszych dążeń zapominają o tym, że to my, Kaszubi jesteśmy gospodarzami naszej ziemi, a to co kaszubskie jest naszemu sercu bliskie zarówno wtedy, kiedy ubieramy kolorowe stroje, za co płacą nam turyści, jak i kiedy wychowujemy kolejne pokolenia Kaszubów.
W niniejszym tekście pragnę przedstawić portret “Kaszuby marginesu” – używam tego określenia by dobitnie pokazać nietrafność wypowiedzi pana prezydenta, mam ogromną nadzieję, że ta nazwa do nas nie przylgnie, a J.E. Bronisław Komorowski zrozumie nasze odczucia i przeprosi za te słowa.
Kaszuba marginesu żyje w normalnym świecie. Możecie go spotkać na przykład w sklepie, zasugerować może to Państwu stojący na parkingu samochód z nalepką z gryfem. Możecie też przeczytać jego wypowiedzi w internecie. Wyjaśnia w nich, czym jest narodowość, dlaczego swoją kaszubskość określa jako narodowość i jak mantrę powtarza, że narodowość nie ma nic wspólnego z obywatelstwem i można być dobrym polskim obywatelem narodowości kaszubskiej. To są niestety syzyfowe prace. Ciągle przykleja nam się etykietkę separatystów. Dla mnie jest to zabawne, gdyż jestem zdania, iż nasza postawa jest najbardziej propolska z tych, które proponują nam różne środowiska kaszubskie. Rzeczpospolita Polska okres największego rozwoju datuje na okres, w którym mówiono na jej terenach różnymi językami, poczuwano się do różnych tożsamości, a wszystkich łączyła wierność królowi, choć nie każdy mówił o sobie “jestem narodowości polskiej” (inna sprawa, że pojęcie narodu definiowane jest różnie zależnie od miejsca i czasu).
Członek narodu kaszubskiego, a tym samym marginesu kaszubskiego nie jest łysym, obutym w glany neonazistą, który nienawidzi Polaków, a Kaszubów narodowości polskiej nazywa zdrajcami. Najważniejszą wartością jest dla niego dobro kaszubszczyzny i jeśli możemy pracować z kimś dla dobra Kaszub, wówczas nie pytamy go o deklarację narodowości, tylko o to, jak najlepiej wykorzystać nasz potencjał do stworzenia czegoś dla dobra właśnie kaszubszczyzny.
Jeśli miałbym w jednym zdaniu opisać, kim jest człowiek, którego pan Komorowski uważa za przedstawiciela marginesu, powiedziałbym: ktoś, dla kogo kaszubszczyzna jest bardzo bliska sercu. Czasami jest najbliższa, czasami dzieli to miejsce w duszy z religią, sportem, bluesem, zamiłowaniem do surykatek, ukochaną osobą. Ale zawsze jest niezwykle ważna. W internecie krąży mądrość ludowa, jakoby działalność zwolenników narodu kaszubskiego była skierowana na osiągnięcie korzyści finansowych. Nie muszę się rozpisywać, aby rozwiać wątpliwości, wystarczy spojrzeć, jakie mogą być zyski z działalności, która nie przynosi dochodów i zazwyczaj nie jest dotowana. Wystarczy spojrzeć, gdzie idą pieniądze z ministerstw przeznaczone dla Kaszubów. Wystarczy spojrzeć ilu zwolenników narodowości kaszubskiej jeździ publicznym transportem. A jeśli ktoś widzi niemieckie pieniądze wpływające na nasze konta, aby osłabić Polskę, proszę, niech wyjaśni, gdzie te pieniądze są. Chętnie kupiłbym nowy samochód, ale niestety, przelew z Berlina jeszcze nie doszedł.
Doszedł za to SMS od koleżanki – również przedstawicielki marginesu. Jak myślicie Państwo, w jakim języku? To cecha charakterystyczna marginesu – po kaszubsku. A jak to jest poza marginesem? Odrodzenie kultury, jej, jak to pięknie zostało nazwane “renesans” – owszem. Niech kaszubski będzie uczony w szkołach, grany na koncertach, pisany w utworach, niech będzie mową, na którą tłumaczy się ważne teksty. Ale, żeby ktoś młody myślał w tym języku każdego dnia? Bez przesady! Otóż, my na naszym ciasnym, ale własnym marginesie tworzymy sobie mały kaszubski świat i myślimy w nim po kaszubsku. Napisanie SMS-a w naszej ojczystej mowie nie jest elementem regionalnego kolorytu, ani żartem na rozluźnienie atmosfery. To jest naturalne zachowanie, tak jak dla Polaka napisanie takiego tekstu w języku polskim. Dużo dałbym, żeby spotkać takie grupki znajomych wśród tych “200-300 tysięcy”, co to są przede wszystkim Polakami i wiedzą, że tylko tak rozumiana kaszubskość może przetrwać. Jak język może przetrwać bez użytkowników? Jak tożsamość może przetrwać, skoro wyrzucamy ją z naszych serc i jedynie pokazujemy jej namiastkę turystom?
Czego nie robimy, a co robimy? Tego nie powiedzą nam internauci w komentarzach na portalach informacyjnych. Więc trochę powyjaśniam.
Nie dajemy sobie prawa wyłączności w nazywaniu się Kaszubami. Ale mamy do tego takie samo prawo jak przedstawiciele innych opcji w ruchu kaszubskim. Nie chcemy się oderwać od Polski. Nie odczuwamy ucisku ekonomicznego, czy politycznego, więc nie zależy nam na zmianie sytuacji politycznej, zależy nam na naszej kulturze i tożsamości. Chcemy jednak, aby Kaszubi czuli się dumni ze swego dziedzictwa, a nie jedynie odczuwali, że są sympatycznym ubarwieniem krajobrazu. Chcemy, aby ktoś, kto sam nigdy nie mówił po kaszubsku nie wmawiał grupce młodych Kaszubów porozumiewających się w mowie ojczystej, że przez nich kaszubski może zaginąć, że oni nam szkodzą.
Dla nas kaszubszczyzna jest po prostu bardzo bliska sercu. Czy to tak wiele?
GENY – człowiek z marginesu
PS: Przedstawiciel marginesu przemyślał ten tekst po kaszubsku i z żalem napisał go po polsku, gdyż wie, że wielu “prawdziwych Kaszubów” którzy sobie nie życzą naszej działalności sami nie władają językiem ojców.